No coz, tak jak byl i pierwszy, tak musial przyjsc i ostatni dzien podrozy :) Udalo sie w Prince of Wales zostawic bagaze i udac na spacer po Singapurze. Bardzo chcielismy zajsc do portu, bo w koncu Singapur to 2 po Rotterdamie port na swiecie pod wzgledem tonazu towarow. Niestety, nie za bardzo nam sie to udalo. Za rada pana z okienka w metrze pojechalismy do konca fioletowej linii i probowalismy wedrzec sie na dach, ktoregos z okolicznych budynkow. Odnieslismy polowiczny sukces, bo wdarlismy sie na taras widokowy pobliskeigo centrum handlowego. Widoki takie sobie, troche dokow, troche kolejki linowej oraz wyspa Sentosa. Wypatrzylismy rowniez marine z jachtami i w tamtym kierunku sie udalismy. Jachty niczego sobie :))
Nastepnie postanowilismy udac sie na posilek do Chinatown. Chinczycy maja niezaprzeczalna zalete: nawet w arcydrogim Singapurze mozna u nich wzglednie tanio zjesc smaczny posilek. W miedzyczasie rowniez opadlismy troche z sil. Totez leniwym krokiem poszlismy na Orchard Road, zakupilismy paczki i rozwalilismy sie w parku :) Po drodze przeszlismy jeszcze przez singapurskie City. City jest duzo mniejsze niz w HK, o NY czy Szanghaju nie wspominajac, ale...jest bardzo ladne. Nie widac pospiechu, jest czysciutko, przyjemnie. Naprawde fajne miejsce i strasznie przyjemnie musi sie tam pracowac. Szczegolnie w singapurskim oddziale Deutsche Bank Wealth Management :))
Po tym spacerku nie pozostalo nam nic innego jak tylko spokojnie sie umyc, zabrac manatki i na Changi Airport. Lotnisko jest jak sam Singapur, czyste i po prostu bardzo przyjemnie w dotyku ;))
O 00:25 nasz Boeing oderwal sie od azjatyckiej ziemi i to tyle jesli chodzi o nasza podroz. Nastepne w przygotowaniu :DD