Z rana zdazylismy jeszcze wjechac gondolka na wzgorze z posagiem buddy z brazu. Budda jak to budda, siedzi wielki koles i...wlasciwie nic specjalnie ekscytujacego w nim nie ma :) Ale wycieczka sama w sobie przyjemna, tylko pogoda kiepska. Niestety znow nie mozemy wrzucic zdjec. Tym razem mamy kabel, ale miejscowe kompy to komplentne graty i moj aparat jest zbyt skomplikowanym dla nich urzadzeniem.
Po odebraniu bagazy z hostelu, z ktorego z przyjemnoscia ucieklismy, udalismy sie na lodke do Makau. Podroz krotka, tresciwa i przyjemna. Na poczatku mielismy pewne problemy z dostaniem sie pod adres, pod ktorym mial byc tani hostel. Na szczescie, po ok. 1,5 h udalo sei dorwac kumatego taksiarza, ktory nas za grosze zawiozl na Rua de Felicidado. Hostel (SanVa hostel) okazal sie byc faktycznie tani, w granicach 18PLN. Warunki przemilcze, chociaz i tak sa lepsze niz wczoraj :)
Samo Makau jest mocno klujacym w oczy miejscem. Tysiace neonon z zetonami, ruletka etc. Potezne kasyna i hotele dominuja nad krajobrazem. Aczkolwiek, jesli wglebic sie w uliczki i alejki z czasow kolonialnych, to wrazenie sie poprawia. Klimat ogolny przypomina miejscami 5th Avenue: na chodniku zebrak, a obok przejezdza Royce z MGM Grand :) Na szczescie, cenowo wciaz jest wysoko jak na azje, ale w porownaniu do HK spadek jest juz wyrazny. Liczymy na kontynuacje tego trendu :)
Sprobowalismy szczescia w jednym z pobliskich kasyn ale niestety nie odnieslismy duzego sukcesu i jestesmy biedniejsi o 10 patakow (samo rozkminianie o co chodzi w maszynie z samymi chinskimi znaczkami trwalo sporo czasu)
Jutro idziemy na dluzsze zwiedzanie, bardziej ukierunkowane na zabytkowa czesc miasta. Udalo sie namierzyc pierozki chinskie, wiec jest ok :)