Wlasciwie caly dzien zlecial nam na spacerach po Makau z ruinami kosciola bodajze sw. Pawla na czele. Poza tym, kilka snulismy sie po roznych dzielnicach, zaszlismy do 2 kasyn i to wlasciwie wszystko z Makao. Pogoda byla pochmurna, klimat dosyc upierdliwy, bo duszno i deszcz. 2 dni na Makao raczej w zupelnosci wystarcza, jesli mowimy o polwyspie Makao, bo wysepki sobie odpuscilismy.
Z praktycznych rzeczy udalo sie namierzyc pierogarnie z talerzem 20 pierogow za 18MOP (tak, Makao tez ma swoja walute, a mianowicie pattace :)
Samo miasto ozywia sie w godzinach popoludniowych kiedy tubylcy wylaza na ulice, zeby jesc i gadac lub gadac i jesc oraz zaczyna sie mlyn w kasynach. Same kasyna od srodka robia potezne wrazenie, nawet w krotkich spodenkach wpuszczaja. Co do holdema, to bodajze w wynn`s namierzylismy kilka stolow do pokera i skosnoocy ostro tam obstawiali :)
Z Makao na pewno mozemy polecic miejscowa specjalnosc, czyli kruche ciasteczka migdalowe. Tani i smaczny zapychacz. Dostepne na kazdej ulicy wlasciwie.
Jutro z samego rana wynosimy sie do Kantonu za pomoca Kee Kwan Motor Company Ltd. i ich autokaru po przystepnej cenie.