Mielismy mocne zamiary zwiedzania Kantonu od samego rana, ale...wygral sen i spalismy prawie do 11. Totez zdazylismy zajechac tylko na jeden wielki plac budowy jakim jest Zhoujiang New Town. Zdazyl juz prawie powstac potezny drapacz chmur, a w budowie jest kilkanascie innych, wyglada na to, ze w Kantonie chca sobie zbudowac drugi Szanghaj. Pogoda mizerna, duze zachmurzenie i przelotne opady, a do tego duszno. No coz, po krotkiej przechadzce po kantonskim city udalismy sie na dworzec, gdzie oczywiscie miliony chinoli sie wciaz przewija. Odprawa przebiegla z drobnym zgrzytem, bo na chwile przed otwarciem bramek na peron babsko cos wyszczekalo przez telefon i cala banda oczekujacych Chinczykow zaczela gdzies leciec. My oczywiscie za nimi, koniec koncow trafilismy do swojego pociagu, gdzie miejsca mielismy naprzeciw dwoch sympatycznych chinskich nastolatek, z ktorych jedna byla na tyle uprzejma, ze podszkolila nas nieco z chinskiego :)
Atmosfera w chinskim pociagu taka jak zwykle, czyli mlaskanie, ciamkanie, wrzaski, glosne komorki, kopcenie gdzie popadnie etc. W kazdym razie przed 7 rano mielismy byc w Nanningu...