Z samego rana udalismy sie na wypozyczonych motoskuterach na zwiedzanie okolic Hue. Pojazdy okazaly sie sprawne i dosyc szybkie (moj wyciagnal 85 km/h). W miare szybko dotarlismy do plazy odleglej od Hue o kilkanascie km i zaczelismy kapiele sloneczne i morskie. Plaza bajkowa, praktycznie pusta, slomiane wiaty, czysty piasek, zero kamieni, ciepla woda, zimne piwo :))
Po tym wszystkim zrobilismy tour de wietnamskie wsi, ktore okazaly sie bardzo malownicze, a ich mieszkancy pozytywnie i przyjaznie do nas nastawieni. W drodze powrotnej wjechalismy na glowna droge dojazdowa do Hue i moglismy poszalec na naszych maszynach. Oczywiscie lamiac wszelkie mozliwe przepisy wlacznie z jazda na czerwonym, notorycznym przekraczaniem dop. predkosci i wieloma innymi wykroczeniami. Generalnie, jak w Wietnamie jest czerwone a mozna sie wcisnac, to wszyscy jada :)) Tez tak robilismy.
Popoludniem zwiedzalismy Hue tym razem z perspektywy skutera, miasto okazalo sie niewielkie, bo objechalismy je wzdluz i wszerz w dosyc krotkim czasie.
Wieczorem udalismy sie do zaznajomionej wczesniej babci ze spozywczaka. Od razu zaczepil nas miejscowy zgrywus ze swoja ferajna. Okazalo sie, ze swietnie zna czasy swietnosci naszego futbolu i lysine Laty :)) Pogralismy troche w zgadywanie stolic panstw, zakasowalem ich Burkina Faso :) Potem poznalismy polskiego Niemca oraz miejscowego geniusza, ktory swietnie gadal po angielsku, a po francusku rodzony Francuz nie mogl za nim nadazyc. Poza tym, mial dosyc duza wiedze ogolna, a o wypadku pod Smolenskiem wie sporo Wietnamczykow, o czym nie omieszkaja napomknac jak powiemy, ze jestesmy z Ba Lan.
Jutro z rana udajemy sie do odleglego o 140 km Hoi An. Niestety, autobus z sobie znanych powodow jedzie....4 godziny.
A propos zdjec. Niestety, od HK kompy nie wytrzymuja konfrontacji z moim aparatem i sie wieszaja albo ten cholerny blog twierdzi, ze zdjecia nie sa jpg, co jest kompletna bzdura. Sprobuje potem zrobic upload na Picase jak sie trafi jakis w miare przyzwoity komp.