Autobus do Pakse mielismy dopiero na 11.30, wiec rano niespiesznie sie spakowalismy, zjedlismy sniadanie, a co poniektorzy walneli Beer Lao i skosztowali lao lao. Lao lao nazywane jest dumnie laotanskim whisky i faktycznie podobnie smakuje. Aczkolwiek, nie zmienia to faktu iz jest to miejscowy bimber :))
O 11:30 wpakowalismy sie na lodke i udalismy sie na staly lad. Tym razem przeciecie Mekongu nie zrobilo na nas wrazenie. Lepiej bylo w zupelnych ciemnosciach przedwczoraj w przeladowanej lodeczce :) Na brzegu czekal na nas busik z kierowca wazacym na oko 30kg. Podroz krotka. Miala trwac 2h. I tyle tez trwala. Jak tylko zajechalismy do Pakse, to lunelo jak z cebra. Na szczescie szybko znalezlismy przyzwoite lokum.
W tej chwili skupiamy sie glownie na leniuchowaniu, ale jutro chcemy jechac do Vat Phu, na skuterach :D Nastepnie planujemy odwiedzic plaskowyz Bolawen, a dokladnie wioske Tad Lo. Do obejrzenia piekne wodospady, plantacje kawy oraz 1,5h wyprawa na sloniu.
Okreslilismy nasz plan na najblizsze 2 dni. Z samego rana, bo o 7, bierzemy 3 lsniace czerwone Hondy i grzejemy do Vat Phu. Odlegle jest o 45 km, czyli mniej wiecej tyle co My Son od Hoi An. W trakcie czeka nas przeprawa "promem" (kilka zbitych desek plus silnik) na 2 strone Mekongu. Nastepnie z powrotem trzeba bedzie udac sie do Pakse i odbic na wschod do Tad Lo. Na mapce w wypozyczalni jest zaznaczona bezposrednia droga z Champasaku do Tad Lo, ale jak na nia wskazalem, to kobitka zaczela machac rekami, ze "very very difficult". Biorac pod uwage moje historie z azjatyckimi jednosladami, to raczej pojedziemy dluzsza droga :))