Z samego rana zerwalismy sei z lozek, spakowalismy plecaki i udalismy sie do wypozyczalni, gdzie czekaly na nas 3 lsniace Hondy :)
Pierwszym punktem naszej wyprawy byly ruiny Vat Phu, starsze od Angkor Watu. Szybko sie tam udalismyt, po drodze zjadajac sniadanie w Champasaku.
Vat Phu jako kompleks swiatynny nie jest nawet ubogim krewnym Angkoru. Budynki albo zamienily sie w sterte cegiel albo sa w remoncie. Kilka swiatyn sie ostalo, w tym ta polozona najwyzej, bo Vat Phu jest polozone na zboczu gory. I tym na pewno wygrywa z Angkorem, poniewaz widoki i krajobraz sa przepiekne.
Co ciekawe, w tymze miejscu spotkalismy...Polaka. Jednak jak to mamy w zwyczaju, owy Polak od dluzszego czasu mieszka w NY i wydawal sie nieco zamerykanizowany. Ale Polak to Polak, nie wazne czy chinski czy amerykanski :) Wdalismy sie w dluzsza wymiane doswiadczen, on z Tajlandii, my z Wietnamu i Kambodzy. Rozmowa bardzo sympatyczna i na pewno pozyteczna, dla obu stron.
Po zwiedzeniu Vat Phu udalismy sie w dalsza czesc podrozy w rejon wodospadow. Wodospady sa rozrzucone po Bolawenie i trzeba sie troche najezdzic do kazdego z nich. Dodatkowo, wejscie w okolice wodospadu jest prawie zawsze platne (do 1 wslizgnelismy sie pod nieobecnosc biletera). Wodospady prezentuja sie imponujaco, nie sa super wysokie, ale bardzo malownicze. Zroblismy jakis milion zdjec lacznie ;) 2 wodospady, bedace obok siebie prezentuja sie szczegolnie pieknie, poniewaz akurat te sa bardzo wysokie, a podziwiac mozna jak "wypadaja" ze zbocza wawozu do jego wnetrza. Przy czym z tarasu widokowego nie widac, gdzie sie wodospad konczy :) Warto dodac, ze bylismy praktycznie jedynymi turystami przy tych wodospadach.
Po objechaniu okolicy i zakupie kawy i herbaty, ktorych uprawy pokrywaja duza czesc plaskowyzu, udalismy sie w koncu w strone Tad Lo, wsi polecanej tu i owdzie jako baza wypadowa. W miedzyczasie zapadl mrok, wiec przezyciem samym w sobie byla jazda nie oswietlonymi drogami i walka z miliardami wszelkich insektow, ktore sie na na naszych twarzach rozbijaly.
Jazda po laotanskiej drodze jest niebywalym doswiadczeniem. Pojazdow jest malo, natezenie ruchu niewielkie, ale....Po drogach caly czas zasuwaja w poprzek krowy, bawoly, swinie, kury, psy, ludzie i cholera wie co jeszcze. Trzeba mocno uwazac, zeby nie rabnac w jakies stworzenie. Dodatkowo, co jakis czas napotyka sie zawalidrogi pod postacia ciezarowek (na oko 50-letnich) wiozacych ogromne drewniane bale i jadacych z predkoscia 10-15 km/h (!).
Mimo w/w niedogonosci szczesliwie dotarlismy do Tad Lo, gdzie zaokretowalismy sie u sympatycznego gospodarza i jego wesolej, i licznej, rodzinki.