Mielismy isc na kajaki z rana, a nie poszlismy nigdzie. No coz, w zamian za to obejrzelismy kilka odcinkow "Przyjaciol" w jednym z okolicznych lokali, ktore sa bardzo sprzyjajace dluzszym posiedzeniom. W zasadzie nie w nich stolu jako takiego, tylko lawki zlaczone w kwadrat, kilka malych lawek miedzy nimi, a na nich stolik na malych nozkach. Swietny wynalazek.
Na szczescie, nasz gospodarz udostepnil nam rowery za free, wiec udalismy sie na pobliska wyspe do Blue Lagoon. O lagunach mam nieco inne wyobrazenie, ale i tak bylo ok. Wreszcie krystalicznie czysta i zimna woda !!! Mozna sie bylo orzezwic jak na czlowieka przystalo. Dodatkowa atrakcja byla wyprawa do jaskini. Ja spasowalem dosyc szybko, bo jakos ciemne przestrzenie pelne sliskich powierzchni nie sa moja specjalnoscia, ale Marcin z Leninem poszli. Mowia, ze bylo w miare ok.
Nasz dzien skonczyl sie tak samo sennie jak sie zaczal, czyli na kolejnej nasiadowie z "Przyjaciolmi". Nie ma co opowiadac. Poza tym, ze rano kelnerzy probowali wcisnac mi do zaplaty kanapke, ktora owszem zamowilem, ale przyniesc juz jej nie raczyli. Trzeba uwazac na tych kanciarzy laotanskich.