No i musial nadejsc czas pozegnania z sennym (z roznych powodow) Vang Vieng i powitania Luang Prabang. Niepozornego miasta (a w zasadzie miasteczka), ktore w calosci jest na liscie Unesco Heritage. Z VV do Luangu jest raptem ok.220 km, ale "super nowoczesnym vanem" jedzie sie ok. 6h, poniewaz droga w calosci jest gorska serpentyna. Ma to swoje uroki, ale niekoniecznie w takim klimacie.
Na szczescie, cali i zdrowi dojechalismy do Luangu, ktory na pierwszy rzut oka stawial pytanie, dlaczego to miejsce jest tak wielbione tu i owdzie :) No ale 1 wrazenia bywaja mylne.
Po ogarnieciu sie w pokoju wywalilo prad w calym miescie. No coz, zdarzalo sie to w Wietnamie, wiec dlaczego nie w Laosie. Udalismy sie w takim razie na miasto. Centrum Luang Prabangu jest faktycznie bardzo urokliwym miejscem, jest rzut beretem do Mekongu. Jest mnostwo knajpek, jest nocny bazar z ogromem suwenirow i "zywioniowa uliczka". Generalnie, jest bardzo przyjemnie. Odwiedzilismy kilka pomniejszych swiatyn, biorac przez chwile udzial rowniez w modlitwach mlodych mnichow. Oczywiscie, my sie nie modlilismy, bo nasz laotanski wciaz mocno kuleje.
Po powrocie do hostelu czekala nas mila niespodzianka, a mianowicie...para najprawdziwszych Polakow :)) Bardzo sympatyczna para, szczegolnie meska czesc, ktora bije rekordy w piciu piwa. Rzucil anegdotke, ze w Wietnamie z 2 typkami wypili pod 30 piw, a Wietnamiec im zarzucil, ze sa bardzo zlymi klientami, bo on ma tylko 1 beczke i nie ma juz na wieczor dla innych, wiec musi zamknac interes i czekac na nowa beczke rano :)))
Wymienilismy garsc informacji. Aczkolwiek, przeplyw info byl glownie w nasza strone i glownie na temat Malezji :) Aha, warto dodac, ze to sympatyczne malzenstwo udalo sie na wycieczke na bagatela...28 miesiecy. Nie dopytalismy, ktory to jest miesiac, ale siedzieli m.in. 2 miesiace na Samoa :)) Ehh, niektorzy to maja zycie.
Warto odnotowac jeszcze incydent obiadowy. Udalismy sie do knajpy pelnej bialasow w samym centrum. I coz, prawie 1h czekania na glupia pizze doprowadzilo niektorych (Lenina) do furii i z takowa furia lokal opuscil. Mysmy z Marcinem nasze pizze dostali, zjedli i, co ciekawe, na wyjsciu dali nam zapakowana pizze dla Lenina, za ktora placic nie trzeba bylo :D Wnioski sa 2, trzeba byc cierpliwym i, co oczywiste, tlum jest glupi.