Zgodnie z tradycja, z samego rana zaladowalismy sie do autokaru i udalismy sie w droge na poludnie. Autobus wysadzil nas przy autostradzie i musielismy wziasc jedyne dostepne taxi do miasta...Po krotkim tournee po dworcu autobusowym i kolejowym udalo sie zostawic bagaze na kolejowym i udac sie na zwiedzanie ruin. Ruiny w Ayuthayi sa wtopione w miasto i mocno po nim rozrzucone, wiec albo rower albo tuk tuk. Jako ze gonil nas czas to wzielismy tuk tuka i zajechalismy do 4 kompleksow plus lezacego buddy. Za wejscie do kazdego kompleksu jest oplata i to niemala przy wiekszej ilosci wejsc, bo 50 THB. Co prawda, mozna sie targowac i 2 razy dali nam 100 THB za 3 osoby, ale skorzystalismy tylko raz, bo przez niski mur tez mozna zdjecia robic :)
Nastepnie, krotko przed 19 zlapalismy pociag do Bangkoku. Jako ze moment kupna biletu zbiegl sie z przyjazdem pociagu, a mielismy bagaze do odbioru...to Tajowie byli na tyle mili, ze na chwile wstrzymali odjazd pociagu dla nas :)) W samym pociagu bylismy 1,5 h, ktore ja spedzilem na konwersacji z 2 Tajami, glownie na szlifowaniu podstawowych tajskich zwrotow :)